środa, 2 maja 2012

Rozdział 2

- Chciał mnie pan widzieć?- Powiedziałam, wchodząc do gabinetu dyrektora.- Słucham o co chodzi?- Dodałam i bez pozwolenia usiadłam wygodnie na jednym z foteli stojących przy jego biurku.
- A chodzi o to, że uderzyłaś Efezję Emov! Czy to prawda?!- Zawołał a na jago szyi pojawiła się pierwsza żyłka.
- To zależy... Jak kto interpretuję słowo "uderzyć"...
- Nie próbuj się tu wykręcać!- Przerwał mi a na szyi miał już więcej niż jedną żyłkę.
- Oj, no dobra... Odepchnęłam ją, ale tylko dlatego, że ona zrobiła to pierwsza.
- Jakoś na nagraniu z kamery mam co innego... 
       Mówiąc to włączył wielki telewizor na ścianie, po czym podłączył do niego swój laptop. Na nagraniu nie było widać tego jak Barbie mnie szarpię, ale doskonale za to było widać to jak ją kopie.
- A to sucza...- Wysyczałam przez zęby.
- Słucham?!- Oburzył się dyrektor.
- Nie nic...- Odpowiedziałam pospiesznie, po czym dodałam.- Może i na tym nagraniu nie widać, że Barbie, to znaczy Efezja mi coś zrobiła, ale tak naprawdę to ona zaczęła... Na początku drwiła z mojego koloru włosów, potem jak się odwróciłam z powrotem do mojej szafki, popchnęła mnie mówiąc "Jak śmiesz się odwracać, gdy do ciebie mówię".- Dyrektor słuchał mnie i tylko kiwał głową nic nie mówiąc.- Po tym pociągnęła mnie za włosy w dół, tak mocno, że musiałam kucnąć żeby mi ich nie wyrwała. No i wtedy nie wytrzymałam i wyprostowałam nogę, pech chciał, że ona akurat tam stała... No i to koniec, resztę widać na nagraniu.
- Rozumiem...- powiedział po chwili, następnie jego twarz posępniała.- Niestety będę zmuszony cię zawiesić na...
- Że co kurna?!- Wydarłam się na całe gardło.- Zawiesić a niby za co? Za to, że wreszcie pokazałam tej blond cizi, że nie jest najważniejsza na świecie?! No sprawiedliwość zarąbista...
- Wyrażaj się młoda panno!!- Wykrzyczał, stając przede mną.
- Dobra...- Powiedziałam z rezygnacją, wstając  i podchodząc do drzwi.
- A ty dokąd?- Zapytał zdziwiony a jednocześnie oburzony dyrektor.
- Na zawieszenie...- Rzuciłam chwytając za klamkę.
- Mogę cię zawiesić, ale...
- Ale?- Spytałam zaciekawiona.
- Ale równie dobrze możesz to odrobić.- Dokończył.
- Odrobić? Jak?
- Masz pomagać w szkolnym teatrze, powiedzmy do...- Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.- Do końca przyszłego miesiąca. A jak dobrze pójdzie to może wcześniej, za dobre sprawowanie. Co ty na to?
      Spojrzałam na niego spod łba, robiąc urażoną minę księżniczki. Dyrektor patrzył mi prosto w oczy, lecz po chwili przeniósł wzrok na drzwi, które uchyliły się cichutko. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego w nich wysokiego chłopak. Spojrzał na mnie, posyłając  mi blady uśmiech, po czym podszedł do dyrektora i podał mu jakąś kopertę. Mężczyzna wyciągnął z niej jakieś kartki, spojrzał na pierwszą z nich, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, następnie przeglądnął następne a jego twarz rozciągał coraz to większy uśmiech.
- A więc.- Klasnął w ręce radośnie.-Widzę Alanie, że masz wiele osiągnięć, w różnych dziedzinach, ale najwięcej  w teatrze...
       Mówiąc to spojrzał na mnie, a ja przewróciłam tylko oczami, po czym znów zwrócił się do chłopaka.
- Alanie, to jest Awaragona i z miłą chęcią oprowadzi cię po szkole.
- CO?!- Znów podniosłam głos i spojrzałam na chłopaka mściwie.- A ktoś inny nie może?
- Miło mi poznać.- Powiedział chłopak podchodząc do mnie i wyciągając rękę.
- Pff- Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Mam nadzieję, że nie sprawi ci kłopotów?- Powiedział do niego dyrektor, po czym spojrzał na mnie karcąco.- Awaragono, masz oprowadzić Alana po szkole, ale to już!- Dodał, wykonując zamaszysty ruch ręką wskazując drzwi.
       Chłopak podszedł do drzwi. Otworzył je patrząc na mnie zapraszającym wzrokiem. Furknęłam i wyszłam, nie oglądając się nawet za siebie, nie mówiąc nawet "Do widzenia". Zaraz po wyjściu, ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia. Chwilę potem usłyszałam za sobą kroki, a raczej odgłos biegu. Stanęłam. Odwróciłam się i wpadłam na stojącego tuż za mną Alana. Chłopak złapał mnie, obejmując jedną ręka w talij a drugą kładą na ramieniu. Uniosłam głowę do góry, chcąc go spiorunować wzrokiem, lecz gdy tylko na niego spojrzałam, na mojej twarzy pojawił się grymas zakłopotania. W rezultacie spłonęłam rumieńcem.
       Pierwszy poruszył  się Alan. Puścił mnie i zrobił mały krok w tył.
- Przepraszam...- Powiedział.- Nie chcę sprawiać ci problemu, więc nie przejmuj się tym co powiedział dyrektor, jakby co to powiem, że mnie oprowadziłaś.  Tak więc... Do zobaczenia Awaragono.
       Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Jego ostatnie słowa zabrzmiały w moich uszach tak, jakbyśmy nie mieli zobaczyć się już nigdy.
- Zaczekaj!- Krzyknęłam i ruszyłam za nim biegiem.
       Chłopak stanął jak na rozkaz. Odwrócił się jednym zwinnym ruchem z uśmiechem patrząc na mnie. Nie wiedziałam tylko, czy jest to uśmiech wywołanym tym jak biegam w glanach, czy tym, że po prostu się cieszył.  Zdyszana stałam obok niego pochylając się do przodu.
- Daj mi chwilkę...
       Dodałam nadal się dusząc i nie mogąc złapać tchu. Cała czerwona chwiejnym krokiem podeszłam do stojącej niedaleko ławki. Opadłam na nią bezwładnie. Chłopak usiadł obok mnie i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Wiesz co?
- Hmm?- Tylko tyle byłam w stanie wykrztusić.
- Sportowcem to ty nie zostaniesz...- Zaśmiał się, ale gdy rzuciłam mu gniewne spojrzenia spuścił głowę.- Sorry...- Dodał, nadal się uśmiechając.
- Jak dalej będziesz się ze mnie śmiał, to...- Chciałam powiedzieć walnę ale...- To cię nie oprowadzę po tej budzie.
- A oprowadzisz mnie?- Spytał podekscytowanym głosem.
- Boże, nie rób takiej miny!- Parsknęłam śmiechem.- Wyglądasz jak, mokry cocker spaniel mojej ciotki.- Teraz mój śmiech rozniósł się po całym holu, słysząc zbliżające się kroki wstałam pospiesznie.- No to jak, długo mam na ciebie czekać?!- Zawołałam przez ramię i ruszyłam korytarzem, nie odwracając się nawet, aby zobaczyć czy za mną nadąża.