czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 7


- Kuzynka?!- Zapytałam, aczkolwiek bardziej siebie, niż ich.
- Tak Awaragona, Ally to moja kuzynka- Powiedział Alan.- A ty myślałaś, że kim?
- No, nie wiem...- Zaczęłam.
- Możemy już iść?! Jestem głodna!- Na szczęście przerwała mi Ally.
- Tak, ale my mamy szkołę? W której powinnam być już pół godziny temu!- Powiedziałam, spoglądając znacząco na Alana.
- A tak szkoła... Chodzicie, pójdziemy do mojego ojca i...- O tak... Szkoła! Przypomniało sobie królewisko pieprzone!
- O zobaczę się z wujkiem Renem!- Zawołała Allly. Ja pierdolę, ta  tak zawsze wyskakuję, jak gumka z gaci?!
      Alan westchnął ciężko, lecz nic nie powiedział. Bez słowa wskazał kolejna windę i cała trójką pomaszerowaliśmy w jej kierunku. Teraz staliśmy w dość szerokim korytarzu, a cała prawa ściana była wielką szybą... O rzesz, kurwa! Jak w akwarium! A ja pewnie wyglądam, jak wielki Gonzo Glonojad...
- Alanie, co ty tutaj robisz?
      Mój dylemat okienniczy, przerwał męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam właściciela owego głosu, idącego w naszym kierunku, ubranego w bardzo drogi garniak (Pewno Guci). Mężczyzna spojrzał na Alana, następnie jego wzrok zatrzymał się na mnie, po czym znów na spojrzał na chłopaka z zapytaniem na twarzy. Patrzył się na mnie jak na dzikie, nieokiełznane zwierzę. Tak kurwa, zrób 5 kroków w tył, postaw siatkę 220V i patrz jak ci się rzucam do gardła.
      Facet chciał coś chyba powiedzieć, ale rozmyślił się gdy...
- Wujek!- Ally podbiegła do niego rzucając mu się na szyję, piszcząc przy tym, jak przyduszony szczur.- Tak się za tobą stęskniłam! Mama mówiła, że kupiliście nowy dom... Jest tam basen, prawda?- Trajkotała jak pieprzona katarynka, bez opcji " WYŁĄCZ".
- Dobrze, spokojnie... Wszystko w swoim czasie. A teraz, mam parę pytań do mojego syna.- Odwrócił się do Alana i spojrzał na niego, jak Cerber.- Co tutaj robisz? Kim, ona jest?- To była ta scena w której wskazał na mnie.- Dlaczego nie jesteś w szkole? 
- Ojcze ja...- Zaczął, ale jak zwykle kataryna mu przerwała. Kurwa! Gdzie to się wyłącza?!
- To jest Awaragona! Chodzi z Alanem do szkoły...- Powiedziała, po czym zastanowiła się troszeczkę, albo procesor jej się przegrzał.- A właśnie, Alan nie jest w szkole, ponieważ zadzwoniłam do niego, żeby po mnie przyjechał, bo nie wiedziałam, jak dostać się do środka. Twoje biuro jest lepiej pilnowane, niż Biały Dom!
      Wow! Wypowiedziała tyle słów na raz i dalej stoi... To naprawdę wyczyn, pewnie jest na baterie słoneczne... Mężczyzna odwrócił się do mnie, przyglądając się uważniej. Chciałam zrobić wiecie takie Łaa! Rzucić się na niego, krzycząc, wrzeszcząc kopiąc i plując śliną we wszystkie strony, ale w ostatniej chwili postanowiłam, zachować resztki cywilizacji naszego gatunku.
- Nazywam się Ren Target, ojciec Alana. A ty, z czego mi wiadomo jesteś Awaragona...- Chciał dokończyć ale chyba mu nie pykało. Ach niech zna mą dobroć.
- Awaragona Hodon. Miło mi.- Tiaa... Tak miło, że lepszą zabawą, było by wbijanie ołówka w udo.
- Dobrze... Co cię sprowadza Alanie?- Odwrócił się do syna.
- Po pierwsze, Ally. Po drugie, w związku z Ally, usprawiedliwienie, za nieobecność w szkole, dla mnie jak i dla Aw. Jeszcze na paliwo. A i kieszonkowe...- To ostatnie, dodał trochę niepewnie. Ciekawe, ile dostaje? Ach, ta ludzka ciekawość...- To jak będzie?- Spytał na końcu.
      Ojciec westchnął głęboko i bezradnie, po czym wyciągnął telefon i  wklepał pewnie jakiś numer.
- Lisa... Zadzwoń do szkoły Alana i zwolnij do z dzisiejszego dnia, a i jeszcze jego koleżankę Awaragonę...
- Hodon...- Dodałam, widząc, że chyba zapomniał.
- Awaragonę Hodon. Nie wiem co masz powiedzieć. Wymyśl coś! Dasz radę... A i przelej kieszonkowe na konto Alana, dodatkowo 500 na paliwo. Tak łącznie będzie 2500. Wiesz, gdzieś na biurku, powinnaś mieć  takie urządzonko, nazywa się kalkulator. A jak nie wiesz jak z niego korzystać to sprawdź w Google, za internet i tak ja płace!- Po czym się rozłączył. Już go lubię.- Dobra wszystko załatwione, a teraz zmykajcie. A i jeszcze jedno. Ally, możesz iść sobie na zakupy, jakby co, to niech piszą na mój rachunek.
- A mogę wziąć Aw?! Wiesz przyda jej się...- Już chciałam jej piznąć w ten głupi, pusty cymbał, ale powstrzymała mnie dłoń Alana na ramieniu.
- Tak tak...- Rzucił na odchodnym, znikając na wielkimi drzwiami...

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 6


- Nie zobaczysz, tylko mów mi, gdzie ty mnie wywozisz, albo zacznę się drzeć!- Zagroziłam.
- A przed chwile mówiłaś, że nasz podstawy samoobrony i karate... A teraz chcesz krzyczeć?- Próbował pohamować śmiech, ale trochę m o nie pykało. 
- Bardzo śmieszne kurwa, bardzo! Mów, albo...
-Już jesteśmy.-Powiedział wyłączając silnik, nie zwróciłam nawet uwagi, że już dojechaliśmy. I to gdzie!
            Staliśmy właśnie w najbogatszej części miasta, tuż pod NAJDROŻSZYM centrum handlowym La'Casamia. No mija kasa, mija...
-Choć, chyba,  że chcesz się spóźnić na lekcje...-Powiedział, wysiadając z samochodu.
-Ełęższzz bołłł noaałd...-Wybełkotałam i zaczęłam odpinać pasy. Tylko, że one do jasnej cholery nie chciały mnie puścić. Aaaaa!! Kurwa!! Umieram, auto mnie pożera!! Ja jebie, zdechnę w samochodzie i to w dodatku nie mając wypadku!!
            Widząc moją desperację, Alan otworzył moje drzwi i nachylił się ku mnie.
- Co ty kurwa robisz??!!- Wydarłam się na całe gardło, ale on tylko skrzywił się, ponieważ zrobiłam to wprost do jego ucha.- Zostaw mnie! Ludzie ratunku!!
- Przestań tak wrzeszczeć, jeszcze ludzie pomyślą, że cię tu morduję, albo...- Powiedział, a w jego głosie dało się odczuć,  pewną irytacje.
-A niby, co robisz?!-Przerwałam.- No słucham, co chcesz zrobić!?
            W tym samym momencie Alan nachylił się i odpiął mój pas, po czym z powrotem wrócił do pozycji wyprostowanej.
- Właśnie to. I po co było tak, cholernie wrzeszczeć?
- A idź pan w chuj!- Powiedziałam i wygramoliłam się z samochodu.- Jeszcze będzie mnie tu fajfus pouczał, co mi wolno, a czego nie!- Powiedziałam pod nosem idąc przed siebie.- No nie doczekanie, bo...
- A ty, do kogo?!- Usłyszałam za sobą męski twardy głos. Obejrzałam się i zobaczyłam idącego w moją stronę ochroniarza.- Czego tu szukasz dzieciaku?!- Dodał, gdy stał już przede mną.
- Boo... Ja...- Zaczęłam bekać. I co ja mam mu kurwa powiedzieć, że co, że wyszłam sobie na spacer, po tym jak nie mogłam odpiąć pasów w samochodzie?
- Ona jest ze mną.- Usłyszałam głos Alana.- Jakiś problem? Możemy go rozwiązać u mojego ojca?
-Att eee boo jaa...- W tym momencie to ochroniarz zaczął się jąkać.-Przepraszam.-Powiedział po chwili i odszedł.
            Spojrzałam ze zdziwieniem na Alana, ale on tylko uśmiechnął się i ruszył w kierunki windy, którą dopiero teraz zauważyłam.
-Idziesz?-Rzucił przez ramię, a mi zrobiło się tak jakoś głupio. Fak! Pierdolone sumienie.
Stałam tak i patrzyłam jak wciska guzik do windy, po czym podchodzi do mnie i łapiąc mnie za rękę wciągnął mnie do niej. Co mi się kurwa dzieje? Hodon weź się do kurwy i nędzy ogarnij.
- Co się stało?-Alan wyrwał mnie z zamyślenia, a w jego oczach widać było zainteresowanie.
-A, co cię to? Długo tu będziemy, bo się do szkoły spóźnimy?- Powiedziałam i z furknięciem odwróciłam głowę w druga stronę.
- Jeśli zrobisz to o co cię poproszę to, będziemy w szkole za jakieś…-Spojrzał na zegarek, który uwierzcie mi nie wyglądał na tani.- Za jakieś 15 minut… A co?          
            Spojrzałam na swój zegarek (w telefonie, co prawda, ale co, zawsze coś...) u mnie właśnie dochodziła 8.
- Nie chcę nic mówią, ale za 3 minuty mam randkę z Kretoszczurem! A nie mam zamiaru nagrabić sobie bardziej u…
- O nią się nie martw, już jestem jej pupilkiem, więc cię usprawiedliwię. A jakby, co to mój ojciec napisze nam zwolnienie.-Powiedział, przerywając moją genialną wypowiedź.
- A chuj z nią.- Powiedziałam.- Chodzi mi o moją babcię. Jak się wkurwi, jest jak Big Babcia, co ja pieprze jest, jak terminator po 60...
- Haha...-Przerwał mi jego donośny śmiech.- A dla mnie wyglądała na całkiem miłą, elegancką i spokojną staruszkę...
- Taa... Spokojna to ona jest jak śpi i jeść nie woła...- Dodałam pod nosem, z grobowa powagą.
- Co?- Spytał, przestając się śmiać.- O już jesteśmy!- Dodał, gdy winda stanęła.
- Mam nadzieję, że szybko się wyrobimy...
- Szybko, aż tak ci się spieszy do szkoły? Bo wiesz, co, jak co nie wyglądasz na taką?- Powiedział, a żeby mnie bardziej wkurwić, przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie, jak na zwierzątko w zoo.
- Za to ty wyglądasz, jak wypierdek mamuta!- Powiedziałam, po czym zaczęłam się z tego sama śmiać...
- Dobra, wygrałaś! A teraz chodźmy, bo się księżniczka nie chce spóźnić na lekcje...- Teraz to on burczał coś pod nosem, ale nie wiedziałam, czy na złość mi, czy tak na prawdę?
             Szliśmy przez dość szeroki korytarz, po czym przeszliśmy przez wielkie szklane drzwi, trafiając na ogromny hol. Przecież tu można grać kurwa w piłkę!! Stałam tak, ze szczekną między kosatkami. W tym samym momencie podbiegła do nas jakaś dziewczyna i rzuciła się Alanowi na szyję. Nie wiem, czemu poczułam, taki gniew, złość i mord jednocześnie, że z miłą chęcią, podeszłam bym do niej i ostukała tą wytapetowana mordę o ścianę...
- Aluś? A kto to jest?- Powiedziała dźwięcznym i melodyjnym głosem. Zraz rzygnę tęczą!!
- To Awaragona i jest...
- Twoją dziewczyną!- Przerwała mu, podskakując entuzjastycznie i klaszcząc w dłonie, jak jakaś foka w cyrku. Nie no, teraz to już na pewno się porzygam, lecz już nie koniecznie tęczą.  Potem znalazła sobie nowa ofiarę: mnie! Rzuciła się teraz na mnie, całując w policzek.
- Co jest kurwa, pojebało cię?!- Krzyknęłam, odpychając ją od siebie.
            Spojrzała na mnie jak, kot ze Shreka a w jej oczach pojawiły się łzy...
- No to pięknie! 
            Powiedział Alan i podszedł do niej, po czym objął ją ramieniem. Znów poczułam dziwne ukłucie w środku, wszystko się we mnie gotowało... Alan Spojrzał na mnie, lecz spojrzał w taki sposób, że aż mnie zmroziło, a jednocześnie zrobiło mi się głupio. Ach, kurwa niech stracę... 
- Przepraszam.- Powiedziałam.- Po prostu mnie zaskoczyłaś i dlatego tak zareagowałam... Miło mi cię poznać, jestem Awaragona, choć już to zresztą wiesz... Nie płacz...- Kupię ci chechłacz! Ja pierdole ona jest naprawdę, jebnięta... Ciągnie swój, do swego... Spojrzałam na Alana.- I co teraz robimy?-Spytałam.
- Jestem głodna...- Odezwała się... Właśnie, jak ona się zwie w ogóle?
- A właśnie, jak ty masz na imię?- Spytałam, patrząc teraz prosto, w jej błękitne zapłakane oczy.
- Ally. Ally Redo. Jestem  kuzynką Alana...
            Zong! KUZYNKA??!! Byłam zazdrosna o kuzynkę?! Nie no Hodon popisałaś się oj się kurwa popisałaś...



-=-=-=-=-#-=-=-=-=-
-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-

Z dedykejszyn dla Blądii!! KOCHAM CIĘ <3
PS. Jeszcze jedno chciałabym was prosić o głosowanie na zespół - Centrala 57
Chłopaki naprawdę świetnie graja, znam ich osobiście i prosili  o wrzucanie tego linka i spamowanie całego internetu :) A tutaj macie jeszcze kilka ich utworów:
I moja ulubiona Mamy Siebie 
 

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 5

      Wstałam jak zwykle, zamordowana tym co zobaczyłam w lustrze, stojącym na wprost mojego łóżka. Podeszłam do owego lustra i popatrzyłam na bliżej nie zidentyfikowaną mi osobę. Po jakimś czasie obudziłam się do końca, rozpoznając w tej postaci swoją twarz. Ja pierdole! Łat da fak?! Czy jakoś tak... Z dzikim furknięciem otwieram wrota mojej osobistej Narni i zaczynam grzebać w moim osobistym, burdelu z ubraniami. Wyciągnęłam  jak zwykle, jakieś jeansy, które o dziwo nie wpadły mi wcześniej w oko. Następnie dokopałam się do jakiejś bluzki? Wow, to już coś! Zerknęłam na zegarek podróż, i kopanie zabrało mi nie całe 10 minut. Z dzikim uśmiechem wciągnęłam na siebie poszczególne części garderoby. Nie myślcie sobie, że nie założyłam bielizny, tylko po prostu nie bee wam o tym pisać. Właśnie miałam wychodzić gdy...
- Aw! Kochanie ktoś po ciebie przyszedł!- Usłyszałam podniecony głos babci i rzuciłam się biegiem na drzwi, potem na schody i w rezultacie dotarłam na dół.- Jakiś młodzieniec do ciebie. Taki wysoki!- Mówiła dalej pokazując ręką nad swoja głową i stając na palcach.- Powinnaś otworzyć...- Popchnęła mnie na drzwi.
      Wyjrzałam dyskretnie przez okno znajdujące się obok drzwi i stanęłam jak wryta. Ja... Ja... Ja kurwa nie wiem co?! Za drzwiami stał nie kto inny, jak Alan Traget.
- Ja pierdole!- Powiedziałam to o wiele za głośno niż chciałam, ba na twarzy babci pojawił się taki mord, że od razu zrobiłam krok w tył.
- Coś ty powiedziała, młoda damo?!- Zrobiłam oczy kota ze Shreka i powiedziałam piskliwym głosikiem.
- Babciu, błagam powiedz, że mnie nie ma, błagam cie na wszystkie narody jakie chodzą po tym świecie, błagaaaammmmm!!!
      Babcia wzniosła oczy do nieba a ja już widziałam, że jest moja... Aby się upewnić, że powie to, o co ją prosiłam stanęłam zaraz za drzwiami. Gdy tylko drzwi się otworzyły, kobieta ta dokonała takiej zdrady o jaką bym jej nawet nie podejrzewała w najskrytszych snach... Już ja sobie z tobą kurwa pogadam, oj pogadam!!
- Wejdź kochaniutki...- Powiedziała, po czym z zapraszającym gestem wpuściła go do domu.- Aw, musi tylko zjeść śniadanie i możecie iść.
      Spojrzałam na nią spod łba i bez słowa pomaszerowałam do kuchni. Co on tutaj kurwa robi?! Ja pierdziele! Wiem, Powiem, ze mnie boli brzuch i nie mogę iść dzisiaj do szkoły, a to, że zbiera mi się na wymioty od widoku jego mordy, to już inna inszość. A gdyby tak...
- Usiądź sobie dziecko...-Powiedziała wskazując mu gestem krzesło przy stole.- Jesteś głodny? Mam nadzieję, ze jadłeś śniadanie, bo śniadanie to...
      Ble, ble, ble, bo śniadanie to najważniejszy posiłek dnia... Ja pierdole codziennie ta sama gadka. Spojrzałam przelotnie na Alana i uświadomiłam, sobie, że wcale nie patrzy na moja babcię tylko na mnie, i to tak natarczywie, że skuliłam się na krześle.
      Gdy babcia skończyła już swoje wywody na temat zdrowego odżywiania, podeszła do mnie z patelnią i nałożyła mi wciąż skwierczącej jajecznicy. Alan spojrzał na mnie z uśmiechem i z zaciekawieniem rozejrzał się po kuchni. Pewnie patrzy, co by można było zajebać? Ciekawe, co by się stało jakbym mu przyjebała tą patelnią? Bezwarunkowo na mojej twarzy pojawił się uśmiech. A ten kretyn myślał, że to do niego, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
      Zjadłam jak najszybciej i odstawiłam talerz do zlewu, po czym bez słowa ruszyłam do drzwi ściągając z wieszaka kurtkę po drodze. A siedź tam sobie kurwa, ale jak tylko wejdziesz do mojego pokoju...
- Aw, czekaj jeszcze ja!- Zaśmiał się i podbiegł do mnie otwierając mi drzwi.
-Ty...- Nie dokończyłam, bo w drzwiach stała już babcia z miną w stylu, zachowuj się, bo inaczej szlaban do końca życia. - Idziesz czy nie?!- Rzuciłam przez ramie i pomaszerowałam w stronę przystanku.
- Emm? Aw, bo ja...- Ja pierdole czego znowu? Zapomniał zapytać mamusi, czy możne jechać autobusem do szkoły?
- Czego?- Spiorunowałam go wzrokiem, a ten tylko uśmiechnął się i pomachał mi kluczykami przed nosem.
-Mam auto, więc nie musimy jechać autobusem.- Rozejrzałam się po ulicy i nie zauważyłam żadnego auta, oprócz starego merca sąsiada i pięknego czarnego Audi A6.
- Że niby jakie auto?-W tym samym momencie Alan kliknął na pilota przy kluczykach, a te piękne czarne Audi robiło takie PIP! WOW, ja pierdole, ale bryka! Zobaczywszy moja minę Alan parsknął tylko śmiechem... 
-Wskakuj, bo się spóźnimy. A jeszcze muszę podjechać w jedno miejsce.
       Rzuciłam się biegiem do samochodu, ale tuż przy drzwiczkach od strony pasażera zatrzymałam się i spojrzałam z powagą na całą tą chora sytuacje.
- Na pewno jedziemy do szkoły?- Spytałam się z poważna miną. A co jeśli jest jakimś zboczeńcem i tylko czeka, żeby mnie wywieść do jakiegoś lasu, albo jakiejś rudery na wsi i będzie mnie tam trzymał i torturował...
- Tak, na pewno jedziemy do szkoły tylko, jeszcze podjedziemy do sklepu.-Przerwał mi i spojrzał prosto w oczy, a ja zrobiłam minę głupiutkiego króliczka, albo chorego umysłowego człowieka, bo Alan dodał szybko.- No wiesz po coś do jedzenia.
- Dobra-. Powiedziałam.- Ale pamiętaj, że przeszłam kurs samoobrony i ćwiczyłam karate... Dodatkowo mam przy sobie takie rzeczy o których ci się nawet nie śniło.- Alan poniósł ręce w poddańczym geście i zaczął się śmiać, a ja spłonęłam rumieńcem i z furią w oczach wsiadłam do samochodu.
      Moja wielka furia minęła gdy rozejrzałam się po aucie, siedzenia i i niektóre elementy deski rozdzielczej były zrobione ze skóry, oparcia i inne takie wykonane były z czystego drewna a całość wieńczyły głośniki z których sączyła się muzyka klasyczna połączona z muzyka elektryczna, dokładnie taka jakiej słucham. Dopiero po tym jak Alan odpalił silnik zorientowałam się, że siedzę z otwarta buzią i wybałuszonymi oczami. Minęło jeszcze parę minut, zanim odzyskałam głos.
- To gdzie dokładnie jedziemy?-Spytałam rozglądając się po coraz to bardziej zamożnej okolicy.
-Zobaczysz...


-=-=-=-=-#-=-=-=-=-
-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-

Autorka:
Wiem, że mnie długo nie było. Chciałam się usprawiedliwić tym, że zepsuł mi się komputer, gdzie miałam napisane już a chyba z 7 rozdziałów. A, że dopiero teraz udało mi się wysępić od rodziców nowy komp dopiero teraz zabieram się do pisania. A ten rozdział jest dla Narwi
PS. Jeszcze jedno chciałabym was prosić o głosowanie na zespół - Centrala 57
Chłopaki naprawdę świetnie graja, znam ich osobiście i prosili mnie o wrzucanie tego linka i spamowanie całego internetu :) A tutaj macie jeszcze kilka ich utworów:
Małe miasteczka "ciasteczka" 
Nocą 
Anioł i Diabeł 
I moja ulubiona Mamy Siebie 

piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 4

      Incydent w stołówce zakończył się tak szybko jak się zaczął, zaraz po tym, jak kochany dyro zobaczył prawdziwe oblicze tej cholernej bladzi Efezji. Najlepsze to, że przyznał mi rację, iż to dziecko jest niewyżyte i w ogóle, ale mojej kary nie cofnął.
      Teraz szłam już w stronę mojej szafki, aby jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Ha! Niech żyje sprawiedliwość!! Ale, jaka sprawiedliwość!? Przyznał mi racje, ale sam nic nie zrobił. Głupi cep! Do dupy z taką sprawiedliwością!- Rozejrzałam się po korytarzu, na szczęście był pusty.-  Cholera, zaczynam mówić do siebie, to nie jest dobry znak.
      Doszłam w końcu do mojej szafki, wyciągnęłam potrzebne mi rzeczy i zostawiłam te niepotrzebne, czyli książki. Zarzuciłam plecak na ramię i żwawym krokiem ruszyłam Do domu.
-=-=-=-=-#-=-=-=-=-
-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-#-=-=-=-=-
- JUŻ JESTEM!!- Wydarłam się na cały regulator, gdy tylko przekroczyłam próg hacjendy.
       Mieszkam tata i babcią, co ja gadam głównie z babcia, bo tatuś pracuję za granicą i jest bardzo bogatym i wpływowym człowiekiem. Oh i ah. Gadam jak ta pieprzona Efezja. Pewnie chcecie wiedzieć dlaczego, tak jej nie cierpię. Spoko powiem wam. 
       Kiedyś przyjaźniłam się z Efezją, lecz, gdy moja mama umarła, przestało mi zależeć na wyprzedażach, chłopakach, znajomych i imprezkach. Jak tylko to do niej dotarło, zerwała ze mną kontakt a ja spadłam na samo dno, szkolnej społeczności.
      Tak wiem, brzmi to jak tani scenariusz Disney Chanel. No, ale tak było. Ojciec cały czas mi powtarza, że jak chcę to mogę zmienić szkołę, ale ja nie dam się tej zdzirze wysiudać. O nie kurwa, co to, to nie! Dlatego też, ta blond lala próbuję mi jak najbardziej uprzykrzać życie...
- O kochanie, przyszłaś już!- Usłyszałam za sobą wesoły głosik babuni.- No, opowiadaj, jak było w szkole? Czy ta cała Efezja i jej orszak przyzwoitek znowu coś odwaliły?- Kocham ta kobietę za jej teksty i za to, że mogę jej o wszystkim powiedzieć.- No już, mów mi tu, jak na spowiedzi!- Zaśmiała się i pociągnęła mnie za sobą w głąb salonu, po czym posadziła obok siebie na wygodnej kanapie.
- Nie, babciu. Dzisiaj były nadzwyczaj spokojne, trochę mnie to na początku przestraszyło, ale później już się przyzwyczaiłam i...
- Aw...-Wtrąciła się babcia karcącym tonem.- Wiesz, że nie lubię, jak kłamiesz... Ehh... Dzwonił do mnie twój Dyrektor, powiedział mi o wszystkim co się dzisiaj stało...
-Ale...- Zaczęłam, lecz babcia uciszyła mnie gestem dłoni.
- Nie przerywaj mi moja panno. Powiedział mi również co się wydarzyło później na stołówce. Wytłumaczył mi również, dlaczego nie cofnął ci kary. Więc słucham co masz mi jeszcze do powiedzenia?- Zamilkłam i spuściłam głowę. Jutro ten stary cep, cham i prostak, obudzi się z bombą w łóżku. Nie kurwa nie obudzi się i chuj.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 3

-Tu są szatnie, a tam dalej prysznice i toalety, następnie na lewo masz wejście na salę sportową. 
       Mówiłam, po kolei wskazując ręką na poszczególne drzwi. Alan stał i wpatrywał się w nie słuchając mnie z zaciekawieniem. Co chwile mój wzrok wędrował na niego przypatrując mu się uważnie, ale skończyłam to robić, gdy przyłapał mnie na głupim wpatrywaniu się w niego. Nie mówiąc nic posłał mi radosny uśmiech.
- To gdzie teraz?- Zapytał podekscytowany.
- To może teraz stołówka?- Spojrzałam na zegarek.- Zaraz będzie obiad...- Dodałam niepewnie.
- O to się dobrze składa, bo umieram z głodu.- Powiedział.- Pójdziemy coś zjemy i potem pokarzesz mi resztę, ok?
- Znów robisz cocker spaniela!- Zawołałam radośnie.
- Nie przestanę dopóki nie pójdziesz ze mną.- Stanął zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Yhh... Niech ci będzie, pójdę ale nic więcej.- Odpowiedziałam zrezygnowanym tonem i ruszyłam w stronę stołówki.
      Kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi od sali, po korytarzach rozległ się rozdzierający dźwięk dzwonka. Z sal wybiegła cała hołota, a ja jak zwykle zeszłam na bok pod szafki. W głębi duszy miałam nadzieję, że w tym tłumie i hałasie zgubie mojego pieska, ale cóż nadzieja matką głupich co nie Aw? Chłopak podleciał do mnie i złapał mnie za ramię. Dobrze, że nie miałam na sobie spódnicy bo pewno złapał by się za jej rąbek.
      Po chwili staliśmy już w kolejce z tacami do tak zwanego koryta. Postanowiłam wykorzystać ten moment, aby rozejrzeć się po sali za wolnym stolikiem. Świetnie jak zwykle będę musiała jeść na ławce. Ehh... Ta popularność. 
      Gdy nadeszła moja kolej podeszłam do kucharki a ta rzuciła mi na tacę jakąś breję, po czym ruszyłam w stronę upatrzonej wcześniej ławki.
- A kogo my tu mamy?!- Kurwa. O ruchany w oko losie. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z Efezją i jej orszakiem klonów.- Co ty tutaj kurwa robisz!? Miałaś być zawieszona!- Jej głos bł tak słodki, że aż mnie na wymioty zebrało. A gdyby tak jej porzygać tęczą w tą za tapetowaną mordę?
- Skończyłaś?- Spytałam beznamiętnym głosem.- Bo wiesz...
- Ach, tu jesteś!- Zawołał radośnie Alan, jak tylko stanął obok mnie. Zaraz mu przyjebie.- Wszędzie cię szukałem, a to są twoje koleżanki?
     Nie kurwa, to moja stara a te za nią to jej siostry!
- Całe szczęście nie.- Odparła Efezja, patrząc na Alana jak na kawał mięcha.
     No rzuć się na niego, zagryź jedna morda mniej do wykarmienia! Ja pierdziele, jak mnie ten lachon kurza.
- A ty jesteś...
- Alan Target miło...
- A to jest wredna sucz Efor, Efer, Efezja tak?- Dodałam.- A teraz wybaczcie, ale ja sie wypisuję z tego burdelu.
     Mówiąc to ruszyłam dalej w stronę mojej ławki. Jeszcze raz zobaczę dzisiaj tą sucz to urwę jej łeb i nasram do szyi... W końcu doszłam do celu i usiadłam zabierając się oględzin niebezpiecznej mazi na mojej tacy. TO ŻYJE!! Odłożyłam na bok mazio-gluto-podobne coś na ławkę obok mnie i zabrałam się za deser. Chwyciłam połówkę pieczonego jabłka z ryżem i cynamonem. No to już przynajmniej wygląda jak jedzenie. I się nie rusza! Wgryzłam się jak wamp w tętnice i poczułam rozpływający się smak jabłka i cynamonu. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo, bo zauważyłam pełznącego w moim kierunku Alana. A ten tu kurwa czego?!
- Mogę się dosiąść?- Spytał jakby nigdy nic, jakby nigdy nie gadał z moim wrogiem namber łan Barbie z pod lampy. I jeszcze się głupio kretyn uśmiecha.
- AWARAGONA?! Tu ziemia?!- Co kurwa?! A to tylko Alan.
- Co?
- Py-ta-łem, - czy mo-gę u-sią-ść?- Powiedział powoli i chcąc mnie chyba jeszcze bardziej wkurwić zaczął sylabizować.
- A siadaj ja i taj już skończyłam.- A tak, udław się tą breją.
      Wstałam i ruszyłam w stronę zachodzącego słońca. Ta kuwa jasne, w stronę okienka z brudnymi tacami. Mijałam właśnie stolik plastików, gdy usłyszałam za sobą krzyk.
- Aw, zapomniałaś swojej miski!- Po czym zauważyłam biegnącego w moim kierunku Alana.
      Niestety pech chciał, że chłopak potknął sie i runął wprost na mnie. Naszczeście zdąrzyłam się uchylić a cała zawartość niesionej przez niego miski wylądowała na ...
- KURWA!! Moja nowa bluzka!
      Tak kurwa tak!! Ja jebie ale numer!! Matko Boska i wszystkie zastępy aniołów tak! Stałam i patrzyłam jak glutowa breja spływa po Efezji i jej nowej bluzce.
Tak kurwa tak!! Ja jebie ale numer...

środa, 2 maja 2012

Rozdział 2

- Chciał mnie pan widzieć?- Powiedziałam, wchodząc do gabinetu dyrektora.- Słucham o co chodzi?- Dodałam i bez pozwolenia usiadłam wygodnie na jednym z foteli stojących przy jego biurku.
- A chodzi o to, że uderzyłaś Efezję Emov! Czy to prawda?!- Zawołał a na jago szyi pojawiła się pierwsza żyłka.
- To zależy... Jak kto interpretuję słowo "uderzyć"...
- Nie próbuj się tu wykręcać!- Przerwał mi a na szyi miał już więcej niż jedną żyłkę.
- Oj, no dobra... Odepchnęłam ją, ale tylko dlatego, że ona zrobiła to pierwsza.
- Jakoś na nagraniu z kamery mam co innego... 
       Mówiąc to włączył wielki telewizor na ścianie, po czym podłączył do niego swój laptop. Na nagraniu nie było widać tego jak Barbie mnie szarpię, ale doskonale za to było widać to jak ją kopie.
- A to sucza...- Wysyczałam przez zęby.
- Słucham?!- Oburzył się dyrektor.
- Nie nic...- Odpowiedziałam pospiesznie, po czym dodałam.- Może i na tym nagraniu nie widać, że Barbie, to znaczy Efezja mi coś zrobiła, ale tak naprawdę to ona zaczęła... Na początku drwiła z mojego koloru włosów, potem jak się odwróciłam z powrotem do mojej szafki, popchnęła mnie mówiąc "Jak śmiesz się odwracać, gdy do ciebie mówię".- Dyrektor słuchał mnie i tylko kiwał głową nic nie mówiąc.- Po tym pociągnęła mnie za włosy w dół, tak mocno, że musiałam kucnąć żeby mi ich nie wyrwała. No i wtedy nie wytrzymałam i wyprostowałam nogę, pech chciał, że ona akurat tam stała... No i to koniec, resztę widać na nagraniu.
- Rozumiem...- powiedział po chwili, następnie jego twarz posępniała.- Niestety będę zmuszony cię zawiesić na...
- Że co kurna?!- Wydarłam się na całe gardło.- Zawiesić a niby za co? Za to, że wreszcie pokazałam tej blond cizi, że nie jest najważniejsza na świecie?! No sprawiedliwość zarąbista...
- Wyrażaj się młoda panno!!- Wykrzyczał, stając przede mną.
- Dobra...- Powiedziałam z rezygnacją, wstając  i podchodząc do drzwi.
- A ty dokąd?- Zapytał zdziwiony a jednocześnie oburzony dyrektor.
- Na zawieszenie...- Rzuciłam chwytając za klamkę.
- Mogę cię zawiesić, ale...
- Ale?- Spytałam zaciekawiona.
- Ale równie dobrze możesz to odrobić.- Dokończył.
- Odrobić? Jak?
- Masz pomagać w szkolnym teatrze, powiedzmy do...- Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.- Do końca przyszłego miesiąca. A jak dobrze pójdzie to może wcześniej, za dobre sprawowanie. Co ty na to?
      Spojrzałam na niego spod łba, robiąc urażoną minę księżniczki. Dyrektor patrzył mi prosto w oczy, lecz po chwili przeniósł wzrok na drzwi, które uchyliły się cichutko. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego w nich wysokiego chłopak. Spojrzał na mnie, posyłając  mi blady uśmiech, po czym podszedł do dyrektora i podał mu jakąś kopertę. Mężczyzna wyciągnął z niej jakieś kartki, spojrzał na pierwszą z nich, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, następnie przeglądnął następne a jego twarz rozciągał coraz to większy uśmiech.
- A więc.- Klasnął w ręce radośnie.-Widzę Alanie, że masz wiele osiągnięć, w różnych dziedzinach, ale najwięcej  w teatrze...
       Mówiąc to spojrzał na mnie, a ja przewróciłam tylko oczami, po czym znów zwrócił się do chłopaka.
- Alanie, to jest Awaragona i z miłą chęcią oprowadzi cię po szkole.
- CO?!- Znów podniosłam głos i spojrzałam na chłopaka mściwie.- A ktoś inny nie może?
- Miło mi poznać.- Powiedział chłopak podchodząc do mnie i wyciągając rękę.
- Pff- Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Mam nadzieję, że nie sprawi ci kłopotów?- Powiedział do niego dyrektor, po czym spojrzał na mnie karcąco.- Awaragono, masz oprowadzić Alana po szkole, ale to już!- Dodał, wykonując zamaszysty ruch ręką wskazując drzwi.
       Chłopak podszedł do drzwi. Otworzył je patrząc na mnie zapraszającym wzrokiem. Furknęłam i wyszłam, nie oglądając się nawet za siebie, nie mówiąc nawet "Do widzenia". Zaraz po wyjściu, ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia. Chwilę potem usłyszałam za sobą kroki, a raczej odgłos biegu. Stanęłam. Odwróciłam się i wpadłam na stojącego tuż za mną Alana. Chłopak złapał mnie, obejmując jedną ręka w talij a drugą kładą na ramieniu. Uniosłam głowę do góry, chcąc go spiorunować wzrokiem, lecz gdy tylko na niego spojrzałam, na mojej twarzy pojawił się grymas zakłopotania. W rezultacie spłonęłam rumieńcem.
       Pierwszy poruszył  się Alan. Puścił mnie i zrobił mały krok w tył.
- Przepraszam...- Powiedział.- Nie chcę sprawiać ci problemu, więc nie przejmuj się tym co powiedział dyrektor, jakby co to powiem, że mnie oprowadziłaś.  Tak więc... Do zobaczenia Awaragono.
       Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Jego ostatnie słowa zabrzmiały w moich uszach tak, jakbyśmy nie mieli zobaczyć się już nigdy.
- Zaczekaj!- Krzyknęłam i ruszyłam za nim biegiem.
       Chłopak stanął jak na rozkaz. Odwrócił się jednym zwinnym ruchem z uśmiechem patrząc na mnie. Nie wiedziałam tylko, czy jest to uśmiech wywołanym tym jak biegam w glanach, czy tym, że po prostu się cieszył.  Zdyszana stałam obok niego pochylając się do przodu.
- Daj mi chwilkę...
       Dodałam nadal się dusząc i nie mogąc złapać tchu. Cała czerwona chwiejnym krokiem podeszłam do stojącej niedaleko ławki. Opadłam na nią bezwładnie. Chłopak usiadł obok mnie i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Wiesz co?
- Hmm?- Tylko tyle byłam w stanie wykrztusić.
- Sportowcem to ty nie zostaniesz...- Zaśmiał się, ale gdy rzuciłam mu gniewne spojrzenia spuścił głowę.- Sorry...- Dodał, nadal się uśmiechając.
- Jak dalej będziesz się ze mnie śmiał, to...- Chciałam powiedzieć walnę ale...- To cię nie oprowadzę po tej budzie.
- A oprowadzisz mnie?- Spytał podekscytowanym głosem.
- Boże, nie rób takiej miny!- Parsknęłam śmiechem.- Wyglądasz jak, mokry cocker spaniel mojej ciotki.- Teraz mój śmiech rozniósł się po całym holu, słysząc zbliżające się kroki wstałam pospiesznie.- No to jak, długo mam na ciebie czekać?!- Zawołałam przez ramię i ruszyłam korytarzem, nie odwracając się nawet, aby zobaczyć czy za mną nadąża.