czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 7


- Kuzynka?!- Zapytałam, aczkolwiek bardziej siebie, niż ich.
- Tak Awaragona, Ally to moja kuzynka- Powiedział Alan.- A ty myślałaś, że kim?
- No, nie wiem...- Zaczęłam.
- Możemy już iść?! Jestem głodna!- Na szczęście przerwała mi Ally.
- Tak, ale my mamy szkołę? W której powinnam być już pół godziny temu!- Powiedziałam, spoglądając znacząco na Alana.
- A tak szkoła... Chodzicie, pójdziemy do mojego ojca i...- O tak... Szkoła! Przypomniało sobie królewisko pieprzone!
- O zobaczę się z wujkiem Renem!- Zawołała Allly. Ja pierdolę, ta  tak zawsze wyskakuję, jak gumka z gaci?!
      Alan westchnął ciężko, lecz nic nie powiedział. Bez słowa wskazał kolejna windę i cała trójką pomaszerowaliśmy w jej kierunku. Teraz staliśmy w dość szerokim korytarzu, a cała prawa ściana była wielką szybą... O rzesz, kurwa! Jak w akwarium! A ja pewnie wyglądam, jak wielki Gonzo Glonojad...
- Alanie, co ty tutaj robisz?
      Mój dylemat okienniczy, przerwał męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam właściciela owego głosu, idącego w naszym kierunku, ubranego w bardzo drogi garniak (Pewno Guci). Mężczyzna spojrzał na Alana, następnie jego wzrok zatrzymał się na mnie, po czym znów na spojrzał na chłopaka z zapytaniem na twarzy. Patrzył się na mnie jak na dzikie, nieokiełznane zwierzę. Tak kurwa, zrób 5 kroków w tył, postaw siatkę 220V i patrz jak ci się rzucam do gardła.
      Facet chciał coś chyba powiedzieć, ale rozmyślił się gdy...
- Wujek!- Ally podbiegła do niego rzucając mu się na szyję, piszcząc przy tym, jak przyduszony szczur.- Tak się za tobą stęskniłam! Mama mówiła, że kupiliście nowy dom... Jest tam basen, prawda?- Trajkotała jak pieprzona katarynka, bez opcji " WYŁĄCZ".
- Dobrze, spokojnie... Wszystko w swoim czasie. A teraz, mam parę pytań do mojego syna.- Odwrócił się do Alana i spojrzał na niego, jak Cerber.- Co tutaj robisz? Kim, ona jest?- To była ta scena w której wskazał na mnie.- Dlaczego nie jesteś w szkole? 
- Ojcze ja...- Zaczął, ale jak zwykle kataryna mu przerwała. Kurwa! Gdzie to się wyłącza?!
- To jest Awaragona! Chodzi z Alanem do szkoły...- Powiedziała, po czym zastanowiła się troszeczkę, albo procesor jej się przegrzał.- A właśnie, Alan nie jest w szkole, ponieważ zadzwoniłam do niego, żeby po mnie przyjechał, bo nie wiedziałam, jak dostać się do środka. Twoje biuro jest lepiej pilnowane, niż Biały Dom!
      Wow! Wypowiedziała tyle słów na raz i dalej stoi... To naprawdę wyczyn, pewnie jest na baterie słoneczne... Mężczyzna odwrócił się do mnie, przyglądając się uważniej. Chciałam zrobić wiecie takie Łaa! Rzucić się na niego, krzycząc, wrzeszcząc kopiąc i plując śliną we wszystkie strony, ale w ostatniej chwili postanowiłam, zachować resztki cywilizacji naszego gatunku.
- Nazywam się Ren Target, ojciec Alana. A ty, z czego mi wiadomo jesteś Awaragona...- Chciał dokończyć ale chyba mu nie pykało. Ach niech zna mą dobroć.
- Awaragona Hodon. Miło mi.- Tiaa... Tak miło, że lepszą zabawą, było by wbijanie ołówka w udo.
- Dobrze... Co cię sprowadza Alanie?- Odwrócił się do syna.
- Po pierwsze, Ally. Po drugie, w związku z Ally, usprawiedliwienie, za nieobecność w szkole, dla mnie jak i dla Aw. Jeszcze na paliwo. A i kieszonkowe...- To ostatnie, dodał trochę niepewnie. Ciekawe, ile dostaje? Ach, ta ludzka ciekawość...- To jak będzie?- Spytał na końcu.
      Ojciec westchnął głęboko i bezradnie, po czym wyciągnął telefon i  wklepał pewnie jakiś numer.
- Lisa... Zadzwoń do szkoły Alana i zwolnij do z dzisiejszego dnia, a i jeszcze jego koleżankę Awaragonę...
- Hodon...- Dodałam, widząc, że chyba zapomniał.
- Awaragonę Hodon. Nie wiem co masz powiedzieć. Wymyśl coś! Dasz radę... A i przelej kieszonkowe na konto Alana, dodatkowo 500 na paliwo. Tak łącznie będzie 2500. Wiesz, gdzieś na biurku, powinnaś mieć  takie urządzonko, nazywa się kalkulator. A jak nie wiesz jak z niego korzystać to sprawdź w Google, za internet i tak ja płace!- Po czym się rozłączył. Już go lubię.- Dobra wszystko załatwione, a teraz zmykajcie. A i jeszcze jedno. Ally, możesz iść sobie na zakupy, jakby co, to niech piszą na mój rachunek.
- A mogę wziąć Aw?! Wiesz przyda jej się...- Już chciałam jej piznąć w ten głupi, pusty cymbał, ale powstrzymała mnie dłoń Alana na ramieniu.
- Tak tak...- Rzucił na odchodnym, znikając na wielkimi drzwiami...